poniedziałek, 26 września 2011

Jestem numerem cztery (I am Number Four)

Premiera: 17 lutego 2011 (Świat), 18 lutego 2011 (Polska)
Produkcja: USA
Gatunek: thriller, akcja, science fiction


Opis filmu:
John Smith to pozornie zwyczajny młody mieszkaniec jednego z miasteczek w USA. W rzeczywistości jest jednak uciekinierem z pogrążonej w wojnie planety Lorien, który na Ziemi szuka schronienia. Trafia do cichego miasteczka w Ohio. Tu spotyka Sarę Hart, dziewczynę miejscowej gwiazdy footballu. Rodzi się między nimi uczucie. Wkrótce jednak John i jego szkolna miłość znajdą się w śmiertelnym niebezpieczeństwie. Okazuje się, że John jest jednym z dziewięciu uciekinierów z tajemniczej, unicestwionej planety, ściganych przez bezlitosnego wroga. Numer Jeden, Dwa i Trzy już nie żyją. Teraz kolej na Numer Cztery. By ocalić skórę, John będzie musiał użyć swych niezwykłych mocy i zjednoczyć siły z pozostałymi zbiegami. 

Moja opinia: 
Kino akcji ze znanymi aktorami w rolach głównych to obecnie bardzo pożądany gatunek. Wszyscy lubimy patrzeć na znane twarze w ciekawych rolach, które często wzbudzają skrajne emocje. Do tego powiew świeżości w postaci mniej znanych aktorów i przepis na film gotowy.

John Smith jest przyzwyczajony do częstych przeprowadzek i zmian tożsamości. Jest do tego zmuszony, ponieważ jest jednym z dziewięciu uciekinierów z planety Lorien, których ścigają ich wrogowie. Troje z ocalonych już nie żyje, teraz w niebezpieczeństwie jest John, który jest numerem cztery. Ale jak tu myśleć o ocaleniu życia, kiedy na drodze staje piękna dziewczyna, do której chłopak zaczyna żywić największe uczucie na jego planecie?

Filmy akcji należą do moich ulubionych, bo łączą w sobie wszystko to, co najbardziej lubię w filmach: przede wszystkim dobrą akcję, świetnie wykreowanych bohaterów, kino przygodowe i romans. W 'Jestem numerem cztery' te cechy zostały doskonale połączone, więc oglądanie go nie było stratą czasu.

W filmach ważne jest również to, aby wywoływać emocje. Nie chodzi tu tylko o strach czy niepokój, ale i łzy wzruszenia i radości. Może tutaj tych radosnych momentów nie było zbyt wiele, ale wystarczyło kilka krótkich scen, aby w pełni odebrać tą produkcję i dostrzec wszystkie jego pozytywne strony. 

Nad negatywnymi aspektami filmu raczej się nie zastanawiałam, podczas oglądania nie zwracałam na nie uwagi, o ile jakieś były. Żeby je dostrzec musiałabym obejrzeć 'Jestem numerem cztery' jeszcze kilkakrotnie, co z pewnością uczynię, bo na prawdę warto.

Nad grą aktorską długo nie będę się rozwodzić. Jak wspomniałam we wstępie, spotykamy tu aktorów dobrze znanych, jak Alex Pettyfer, oraz tych mniej sławnych, ale szybko pnących się w górę, jak na przykład Dianna Agron, gwiazda serialu 'Glee'. Wszyscy dobrze się spisali, sprawiając, że na film przyjemnie się patrzyło.

Po premierze filmu wielu czytelników dowiedziało się, że istnieje książka o tym samym tytule. Również ja znalazłam się w tej grupie i trochę żałuję, że nie stało się to wcześniej. Podejrzewam tu mały chwyt marketingowy, bo książka ma filmową okładkę. Jeśli chodzi o mnie, to z chęcią bym ją przeczytała, o ile będę miała taką okazję.

Fanom kina akcji film na pewno się spodoba, ale zachęcam do niego również innych, bo jest na co popatrzeć i z pewnością nikt nie będzie się nudził.

sobota, 17 września 2011

Dorota Terakowska - Samotność Bogów

Przodkowie Jona bali się świata. Pragnęli obecności kogoś, kto byłby potężniejszy niż żywioły i przyroda. Powołali więc do życia różne nadprzyrodzone istoty, ale i one nie dawały im oparcia. W końcu z ludzkiej potrzeby narodził się Światowid. Szybko urósł w siłę - i stał się okrutny.
Teraz plemię Jona przyjęło wiarę w Boga Dobroci, odsuwając się od starych bóstw. Oddzielają je od nich rzeka, puszcza - i Tabu. Mały Jon przekracza granicę. Słysze zew opuszczonego Światowida.
Czego bóg zażąda od Jona?
Dokąd zawiedzie go Kamienna Droga?

Moja opinia:
Książki o religii i wierze nie są gorąco przyjmowane przez czytelników. Zawsze istnieje obawa, że autor będzie chciał nam narzucić określony punkt widzenia, czy będzie nas przekonywał do swoich racji. Z tej właśnie przyczyny takie dzieła nie są zbyt popularne. Ja mogę się zaliczyć właśnie do tej grupy, stroniącej od takich książek. Jednak zdałam się na kunszt literacki Pani Doroty Terakowskiej, która nie boi się poruszać trudnych tematów i robi to z niemałym wdziękiem.

Jon, kilkunastoletni chłopiec, żyje w czasach, kiedy religia chrześcijańska dopiero zaczynała wkraczać w życie ludzi. Wcześniej obiektami kultu były bóstwa stworzone przez ludzi. Jednym z nich był Światowid, potężny i okrutny bóg. Odkąd do wioski Jona przybyli pierwsi kapłani, wiara w niego została zakazana, a kto ośmielił się przekroczyć Tabu został wypędzany z plemienia. Jon, nieświadomy swojego czynu, przekracza Tabu, ratując tonącą dziewczynkę. Wtedy po raz pierwszy słyszy zew umierającego boga, który nie chce umierać sam. Przed Jonem długa droga, w której czeka go wiele niebezpieczeństw i trosk.

Książka od początku była dla mnie wielką zagadką, gdyż opis nie wyjaśniał wiele, a początkowe rozdziały nie zapowiadały niczego szczególnego. Uświadomiłam sobie, że książka nie jest prosta, ale warto zainwestować w nią trochę czasu. I właśnie po jakimś czasie dostrzegłam, że ta pozycja ma w sobie swego rodzaju głębię, do której trzeba się dokopać.

Jak wspomniałam, książka nie jest łatwa, o czym świadczy niewielka ilość dialogów zastąpiona obszernymi fragmentami narracji. Akcja także bywa skomplikowana, zagłębiając się w życie Jona możemy zobaczyć, że nie było ono łatwe, głównie ze względu na wzywającego go boga. Przez jakiś czas był on wręcz ignorowany w wiosce, ze względu na drogę, która go czekała. 

Skoro już jestem przy bohaterach, warto wspomnieć o Gai, żonie Jona, która była tą dziewczynką, którą uratował od utonięcia. Byłam pod wrażeniem jej siły psychicznej, kiedy Jon musiał ją opuścić. Nie wiedziała, kiedy wróci i czy w ogóle wróci, ale nie dawała po sobie poznać, ile ją kosztują kolejne rozstania. Poza tym w każdym człowieku starała się znaleźć choć cząstkę dobra, bo wierzyła, że nikt nie jest do końca zły.

Po raz kolejny muszę pochwalić wyobraźnię i pomysłowość autorki, która już któryś raz potrafiła mnie zaskoczyć. I choć książka może nie przypaść do gustu każdemu, to kiedyś, nawet za kilka lat, warto po nią sięgnąć.

Dorota Terakowska 'Samotność Bogów', Wydawnictwo Literackie 1998, 207 stron
Ocena: 5/6

piątek, 16 września 2011

Pierwsza rocznica bloga + stosik

Rok temu weszłam na czyjegoś bloga na Blogspocie i tak mi się spodobał, że tutaj już zostałam. I choć miałam już bloga na Onecie, postanowiłam go przenieść właśnie tu, bo zauważyłam wiele nowych opcji i możliwości. Dokładnie 365 dni temu wszystkie recenzje ze starego bloga przeniosłam tutaj i tak zaczęło się moje blogspotowanie ;) Minął rok, a ja wciąż się nie znudziłam (o dziwo) i mam nadzieję, że będę tu jeszcze bardzo długo.

Z tej okazji zrobiłam małą statystykę, czyli mój blog w liczbach:
  • 19 481 - tyle osób odwiedziło mojego bloga
  • 1105 - tyle otrzymałam komentarzy - za każdy jestem bardzo wdzięczna
  • 91 - tyle notek opublikowałam na blogu do tej pory
  • 68 - tyle książek przeczytałam od momentu założenia bloga na Onecie
  • 60 - tyle książek zrecenzowałam
  • 17 - tyle pojawiło się recenzji filmowych
  • 7 - tyle opublikowałam uwielbianych przez wszystkich moli książkowych stosów
  • 3 - w tylu zabawach blogowych wzięłam udział
  • 1 - nawiązałam współpracę z jednym wydawnictwem, z czego jestem bardzo dumna ;)
Dziękuję wszystkim za odwiedzanie mojego bloga, czytanie notek i komentowanie. Bez Was nie miałabym motywacji, aby pisać kolejne recenzje. Mam nadzieję, że z każdym dniem będzie Was coraz więcej.
Na zakończenie stosik rocznicowy, z którego jestem bardzo zadowolona.




Żeby nie przedłużać, wymienię tylko tytuły i źródło.

Od góry:
1. Lisa McMann 'Sen' - od dawna miałam tą książkę w planach, aż tu nagle znalazłam ją w bibliotece. 
2. Nicci French 'Fatalna namiętność' - znaleziona w domowych zbiorach.
3. Ewa Nowak 'Drugi' 
4. Ewa Nowak 'Ogon kici' - wiele ciekawych recenzji skłoniło mnie do przeczytania tej serii, wybór zupełnie przypadkowy, obie pozycje z biblioteki.
5. Nicholas Sparks 'Ostatnia piosenka' - również od dawna w moich planach i znów podziękowania dla mojej wspaniałej biblioteki.
6. Camilla Läckberg 'Kaznodzieja' - pierwsza część serii była świetna, więc bez wahania wypożyczyłam kolejną.
7. Henryk Urbanek 'Iskierki' - egzemplarz recenzencki w formie e-booka od Wydawnictwa Drzewo Laurowe. Jestem w trakcie czytania, recenzja niebawem.

To już wszystkie książki, w których będę się zaczytywać w najbliższym czasie. A już jutro recenzja książki, na którą serdecznie zapraszam.

Pozdrawiam, KamCia :)

sobota, 10 września 2011

M. William Phelps - Ukradzione dziecko

W grudniową noc 2004 roku dyżurująca policjantka odebrała zgłoszenie zszokowanej kobiety, która znalazła swoją 23-letnią ciężarną córkę w kałuży krwi na podłodze. Najbardziej wstrząsające było to, że ktoś rozpruł jej brzuch, a dziecko zniknęło...

Moja opinia:
Po książkę 'Ukradzione dziecko' sięgnęłam z przekonaniem, że czeka mnie kilka godzin tajemnic, dochodzeń i przypuszczeń, które towarzyszą każdemu dobremu kryminałowi. Dodatkowo zaciekawił mnie - a jednoczenie przeraził - fakt, że powieść powstała w oparciu o prawdziwe zdarzenia, które miały miejsce kilka lat temu. Niestety, książka bardzo mnie zawiodła już na początku, co nie wpłynęło korzystnie na odbiór kolejnych stron.

W książce nie możemy mówić o głównych bohaterach, bo nie jest jasno określone, kto jest tu najważniejszy. Akcja dotyczy kolejno wszystkich mniej czy bardziej ważnych postaci, zarówno osoby poszukiwanej przez policję, jej ofiary, czy wreszcie samych policjantów. Z jednej strony jest to pozytywny aspekt, bo każdego z osobna można dokładnie poznać.

Tym, co nie spodobało mi się w książce był język. Cała powieść opiera się na faktach, więc pozornie powinna być ciekawa. Niestety, autor potraktował książkę jako obszerne sprawozdanie, więc mamy tu nagromadzenie tzw. suchych faktów. Od początku także wiemy, kto jest mordercą i dlaczego, więc nie możemy mówić tu o elemencie zaskoczenia.

Kolejnym negatywem jest, krótko mówiąc, chaos. Jeśli autor przedstawia nam jakąś sytuację, to wraca do niej kilkakrotnie, nierzadko się powtarzając. Nie dosłownie, oczywiście, ale czasem miałam wrażenie, że książka powstała z naciskiem na ilość, a nie na jakość.

'Ukradzione dziecko' jako książka otrzyma ode mnie niską ocenę, bo jest zupełnie czymś innym niż się spodziewałam. Osobiście nie polecam, ponieważ sprawia jedynie wrażenie dobrego kryminału, którym w rzeczywistości nie jest.

M. William Phelps
'Ukradzione dziecko'
Wydawnictwo Hachette Polska
Rok wydania: 2010
332 strony
Ocena: 2/6

________________________________________________________________________________
I znów długo mnie nie było, a to dlatego, że choć nie chodzę do szkoły, to mam mnóstwo innych zajęć, a tym samym mniej czasu na przyjemności. Dzisiaj postaram się nadrobić część recenzji na Waszych blogach, a w następnych dniach być w miarę na bieżąco.
Mam nadzieję, że następną recenzję uda mi się napisać o wiele szybciej, choć to nie zależy ode mnie.

Pozdrawiam :)